Recenzja serialu

Królowa (2022)
Łukasz Kośmicki

Śląsk, drag & rock'n'roll

W ostatnim odcinku Sylwester mówi do pracowników kopalni: “Orientacja seksualna nie jest zaraźliwa, jak twierdzą niektórzy”. Ta scena idealnie pokazuje, jak mało subtelna jest "Królowa". Tyle,
Słowo "baśń" zostało już odmienione przez wszystkie przypadki w kontekście serialu "Królowa" i trudno się dziwić. Opowieść o mężczyźnie (Andrzej Seweryn), który po wielu latach wraca na Śląsk, by ujawnić przed całą zacofaną społecznością, że choć jest Sylwestrem, czasami bywa Lorettą, brzmi przecież niewiarygodnie. A i sami twórcy nie starają się udowodnić, że ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę. Nie szkodzi - prawda czasu i prawda emocji to dwie różne rzeczy. 

O ile stereotypy na temat życia Sylwestra we Francji kończą się na obrazku popijania kawy w iście paryskiej kawiarence, to stereotypy na temat Polski rozkręcają się w najlepsze już od początku. Najpierw widzimy najbardziej kliszowy (choć przecież nie nieprawdopodobny) wiejski pekaes, dziurawe ulice, pana Ziutka taksówkarza, który pije w pracy oraz obskurny hotel “delukse”. A później - całą masę bohaterów, którzy zdają się nie wiedzieć nic o świecie istniejącym poza ich małą miejscowością. Do pewnego stopnia te stereotypy są zabawne, zwłaszcza w zestawieniu z postacią zdystansowanego i eleganckiego Sylwestra. Mam jednak wrażenie, że twórcy posunęli się o jeden żart o soku z kapusty za daleko. 


To przecież nie tylko kwestia kalibru żartów z zaściankowości, ale również problem kiepskiego fabularnego balansu.  W całym serialu, który liczy tylko cztery odcinki, znacznie więcej jest pobocznych wątków niż samego "mięcha", samej Loretty. Jakby Sylwester przyjechał do Polski tylko po to, by grać drugi plan w historii własnej wnuczki, Izy. O samym krawcu dowiadujemy się stosunkowo niewiele. Jego relacja z Patrykiem jest ledwie nakreślona, podobnie zresztą jak przeszłość we Francji. Żałuję, że "Królowa" nie jest serialem dziesięcioodcinkowym. Może wtedy udałoby się opowiedzieć więcej o Sylwestrze, o jego relacji z żoną, a babcią Izy, o początkach życia we Francji. Odnoszę wrażenie, że wątek górników również by na tym zyskał. W czteroodcinkowym formacie te poszczególne tematy są jedynie rozpoczynane. Trudno prawdziwie zaangażować się w los Marka i Darka - dwóch rywali o serce Izy - skoro wszystko dzieje się tak szybko i niespodziewanie.


Tematu samego dragu w serialu też nie udało się twórcom rozwinąć. Oczywiście, piękne sceny tańca w bogato zdobionych kostiumach są również częścią tej kultury. Ale to decydowanie za mało, biorąc pod uwagę, jak zniuansowany potrafi być "dragowy folklor" - o bogatej i długiej tradycji, pełen wyjątkowego słownictwa.  W serialu jest kilka scen, które pokazują "teatralne" życie Sylwestra - gdy precyzyjnie dekoruje suknię cekinami, lub gdy szyje stroje dla występujących górników. Takich momentów mogłoby być jednak znacznie więcej. Od Netfliksa dostaliśmy natomiast prostą historię z jeszcze prostszym morałem, w której znalazło się niewiele miejsca dla kultury dragu - w innym wypadku serial byłby zapewne mniej przystępny dla szerokiego grona odbiorców. 


Moim ulubionym polskim akcentem w "Królowej" jest zdecydowanie ścieżka dźwiękowa. Choć warto podziękować twórcom za takie dragowe hymny jak "Holding Out For A Hero" Bonnie Tyler, mnie wyjątkowo przypadł do gustu dobór polskich piosenek. Twórcy zdecydowali się sięgnąć po nieco już może zapomniane, a przez młodszą widownię nieznane utwory, jak "Pocałunek Ognia" Violetty Villas, czy "Wielka dama tańczy sama" Anny Jantar. Mocną stroną serialu jest również chemia między najważniejszymi postaciami - zwłaszcza między Sylwestrem a Izą, graną przez Julię Chętnicką. Relacja dziadka z wnuczką oparta na pozornych różnicach i faktycznych podobieństwach łapie za serce, zaś Chętnicka w roli nieco nierozgarniętej nastolatki świetnie partneruje doświadczonemu Sewerynowi. Maria Peszek również zaskakuje - nie spodziewałam się, że tak dobrze odnajdzie się w roli matki-tradycjonalistki. Portret rodzinnych więzi trzyma zresztą opowieść w ryzach i sprawia, że w tę baśń chce się wierzyć. Nawet pomimo wizji drag queens z całego świata, ratujących polskich górników, którzy jeszcze kilka dni temu byli homofobami, ale teraz tańczą w cekinowych strojach razem z Lorettą…


W ostatnim odcinku Sylwester mówi do pracowników kopalni: “Orientacja seksualna nie jest zaraźliwa, jak twierdzą niektórzy”. Ta scena idealnie pokazuje, jak mało subtelna jest "Królowa". Tyle, że nie uważam tego za wadę.  Czy było to zamiarem twórców, czy nie, cały kulminacyjny występ Loretty oraz bohaterski podarunek od "drag queen z całego świata" rozbawił mnie do łez. Podobnie jak nieprawdopodobna relacja Bruna i Corentina zasugerowana nam przez twórców. Cały niepoprawny optymizm tego serialu jest jego siłą, wszystkie bajkowe momenty po jakimś czasie przestają uwierać, a my zaczynamy angażować się w to, co dzieje się na ekranie. Finałowy występ Loretty jest niewiarygodny pod wieloma względami, ale to nic! Loretta dostała swoją szansę, cała miejscowość wiwatuje na jej cześć, górnicy tańczą, Cher śpiewa. Może tego właśnie teraz potrzebujemy? Przyjemnego soundtracku, estetycznych kadrów oraz historii, które sprawiają, że czujemy się lepiej. Po prostu - bajek.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones